Dziś przedstawiam Wam wynik mojego kosmetycznego eksperymentu, jaki w ostatnim czasie poczyniłam. Z racji tego, że każda kobieta powinna dbać o siebie, zwłaszcza o dłonie i stopy - które są bardziej narażone na rożne nieprzyjazne czynniki - przedstawiam Wam maskę złuszczającą na stopy w postaci jednorazowych skarpet, wypełnionych płynem.
Jak ją stosować?
Nic prostszego, skarpetki zakładamy na umyte i osuszone stopy (ważne byśmy nie miały żadnych zadrapań i ran na stopach), następnie czekamy ok 60min, po czym ściągamy skarpetki, myjemy stopy i gotowe ! No prawie ;) Bo na efekty kuracji musimy kilka dni zaczekać.
Gdzie kupiłam produkt?
W drogerii Natura, kosztował w promocji coś koło 10 zł.
Kiedy zastosowałam maskę?
W poniedziałek, 15 sierpnia.
Kiedy zauważyłam pierwsze efekty?
W sobotę, 20 sierpnia - skóra stóp tak dziwnie i bezboleśnie oczywiście - popękała. Wiecie jak wygląda sucha ziemia? Tak właśnie wyglądały moje stopy...
Kiedy efekty ukazały się w pełni?
We wtorek, 23 sierpnia - z moich stóp zrogowaciała skórka zaczęła schodzić płatami. Poważnie. Sama byłam w szoku.
W tym momencie mamy środę, 24 sierpnia. Dziś ostatecznie rozprawiłam się ze skórkami pod prysznicem.
Rezultaty są naprawdę zadowalające. Jeśli macie czas, polecam ten, powiedzmy - zabieg kosmetyczny, choć nie wiem czy to nie jest zbyt "duże" określenie :)
Kiedyś na pewno powtórzę tą maskę. Póki co, myślę jednak o zakupie pilnika elektrycznego Scholl.
Stworzyłam dla Was zdjęcia, przedstawiajace poszczególne etapy mego eksperymentu ;)
Uczulam na niektóre, gdyż nie wahałam się by pokazać Wam także i etap odchodzących skórek - wszystko po to, byście widzieli, że produkt faktycznie działa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz