sobota, 18 października 2014

Libertynizm we Francji XVII/XVIII wieku

Cześć ! :)
Dziś słów kilka na temat libertynizmu we Francji z przełomu XVII/XVIII wieku. Nie zamieszczam przypisów - wspomnę tylko, że korzystałam z książki: „Wiek Markiza De Sade” Jerzego Łojka oraz notatek z wykładów. Miłego czytania :)


Libertynizm we Francji XVII/XVIII wieku

         Na wstępie pozwolę sobie przytoczyć słowa wprost z książki „Wiek Markiza De Sade” Jerzego Łojka - interpretacje słowa libertynizm z XVII i XVIII wieku:
Za czasów Króla Słońce - Ludwika XIV=> definicja libertynizmu była następująca:
„(…)nurt myśli i idei, dążący do uwolnienia umysłu ludzkiego z więzów tradycji, autorytetów i uprzedzeń, postulujący rozumną i sceptyczną analizę rzeczywistości, poddający wszechstronnej, ale dość łagodnej w końcu krytyce tradycję chrześcijańską i naukę Kościoła. W nurcie tym przejawiały się (choć nie dominowały) tendencje epikurejskie(…)”
W tym miejscu warto będzie przypomnieć doktrynę epikurejską: Epikureizm – kierunek filozoficzny zapoczątkowany w starożytności przez Epikura, w ok. 306 r. p.n.e., kontynuowany także w czasach nowożytnych. Podobnie jak w większości kierunków filozoficznych hellenizmu dla epikurejczyków najważniejszą dziedziną filozofii była etyka – uważali oni, że podstawowym zagadnieniem filozoficznym jest szczęście, które upatrywali w przyjemności. Wg nich dobro równa się przyjemności i dlatego życie szczęśliwe to życie, w którym suma doznanych przyjemności jest większa niż suma cierpienia.
Natomiast w wieku XVIII – „libertynizm był już określeniem potocznym i jak najbardziej pejoratywnym. Piętnowano tym mianem wszelkie występki przeciwko moralności i przejawy rozwiązłości obyczajowej”.
A co dziś oznacza to słowo? Otóż „w potocznej francuszczyźnie le libertyn oznacza rozpustnika i hulakę, bez skrupułów oddającego się zaspokajaniu zmysłowych namiętności”. Czyli można śmiało powiedzieć, że rozumienie słowa „libertynizm” jest takie jak w XVIII wieku. Przyjrzyjmy się zatem bliżej zjawisku libertynizmu.
            Analizując wybrane rozdziały książki wcześniej już przeze mnie wspomnianej, a mianowicie: „Wiek Markiza De Sade” Jerzego Łojka, możemy wiele powiedzieć nt. libertynizmu. Rzeczywistość Francji przełomu XVII/XVIII wieku nie posiada zbyt wrażliwego sumienia. Małżeństwa zawierane były tylko i wyłącznie dla fortuny, dla interesów. Małżonkowie nie często się widywali, a i także w większości przypadków nie przepadali za swoim towarzystwem. Zarówno kobiety jak i mężczyźni nieustannie  romansowali. Liczyła się długa lista kochanków bądź kochanek. Bywało jednak, że rozkosz mogła przejść w głębszą relację z partnerem, wtedy to utrzymywano ten związek, jednakże z zachowaniem swoich „obowiązków”. Dodam jeszcze, iż w towarzystwie obawiano się takich uczuć. Niestety takie pełne uniesień zachowanie przedstawiali również duchowni i stan trzeci. Wśród niższego kleru trafiały się oczywiście przykłady pobożności, ale niestety skandale w tym środowisku były ciągłe. „Najgorszą „sławą” cieszyły się klasztory(…) – przede wszystkim te, które zajmowały się edukacją młodzieży, zwłaszcza żeńskiej”.
Powodem, podstawą tego zjawiska => było „powszechne zobojętnienie religijne i dechrystianizacja postawy moralnej i światopoglądowej również znacznej części stanu trzeciego”. Za tą opinią niech staną słowa i cyfry użyte przez Łojka: „Otóż, w ciągu 12 lat (1760-1772) policja paryska przechwyciła na czynach <<nieobyczajnych>> 77 zakonników, 25 księży świeckich i kilku biskupów.” Liczby mówią same za siebie – a ukazują smutną prawdę Paryża wieku XVIII.
Styl życia libertyna dyktowała żądza rozkoszy, zaspokajanie potrzeb zmysłowych. Libertyn stawiał Prawo Natury na piedestale, oczywiście rozumiane tak, jak tego chciał => czyli dążenie do realizacji potrzeb i skłonności – choćby najdziwniejszych – traktował to wręcz jako nakaz. To było celem i sensem jego istnienia.
Słowo „libertynizm” pojawiało się nawet na łamach czasopism, czy też w kazaniach duchownych. Libertynizm był czymś więcej, jak to ujął Łojek: „gwałtownym protestem przeciwko irracjonalnemu ograniczaniu dążenia do pełnego szczęścia i drwiną z ustalonego od wieków porządku obowiązków człowieka wobec Boga, bliźniego i własnej duszy(…) drwina z dogmatów i zasad moralnych religii”.
            Wcześniej wspomniany przeze mnie epikureizm, jak również i hedonizm (rozkosz bądź unikanie przykrości) – to najistotniejsze cechy libertyńskiego światopoglądu. Akcentowane: silne prawa jednostki, egoizm – lekceważenie doznań i przeżyć innych. Libertynom bliskie były także koncepcje utylitaryzmu – cenili przede wszystkim skutek danego działania, nie zaś intencję.
            Czas, bym napomknęła „co nie co” o ówczesnych książkach. Nastąpił rozwój zarówno filozoficzno-moralnej i polemicznej literatury, jak i beletrystyk. Warto nadmienić, iż to beletrystyka libertyńska mnożyła się w tempie błyskawicznym. „Dzieła” przesycone były wszelakimi opowiadaniami o zabarwieniu erotycznym.  Jak zaznacza Łojek: „setki tytułów(…) corocznie wchodziły potajemnie na francuski (i ogólnoeuropejski) rynek czytelniczy”. Dlaczego potajemnie? Otóż, „dzieła o śmiałej treści erotycznej, podobnie zresztą jak i pisma filozoficzne niezgodne były z chrześcijańską doktryną lub ideologicznymi założeniami monarchii”. Przyznać trzeba, że beletrystyki libertyńskie były najpoczytniejszymi dziełami, które pisywane były anonimowo, bądź tylko niewielki krąg osób bliskich twórcy znał iż to dzieło jego autorstwa. Oczywiście, jeśli taka sytuacja miała miejsce – wcześniej czy później i tak przenikało do opinii publicznej kto jest autorem danego „dzieła”. Z czasem artyści sami przyznawali się do swoich prac, co już nie było tak wstydliwe, gdyż takie beletrystyki odnosiły spore sukcesy. Jak bardzo śmiałe to były dzieła niech wyrażą słowa Łojka: „XVIII- wieczne utwory beletrystyczne przedstawiają praktyki erotyczne z takim naturalizmem i swobodą, że dzisiaj jeszcze potrafią one przerazić czasem wydawców i cenzorów.”
Sławy literackie tworzące w XVIII wieku, np.: Diderot, Bouffon, Wolter, Saint-Just. Byli oczywiście i przeciwnicy tego „swawolnego pióra”, np.: Hipolit Taine, który gorszył się tym zjawiskiem sprośności i rubaszności w utworach w/w artystów.
Księgarze XVIII- wiecznej Francji sprzedawali książki w trzech rodzajach, a mianowicie:
ð     te najmniej popularne – dzieła bogobojne, utrzymane w duchu wiary, cnoty i moralności katolickiej,
ð     znacznie popularniejsze – realistyczne opowieści obyczajowe – zło ukazywane w nich było tylko po to, by je napiętnować i przed nim przestrzegać, co traktowano ze sceptycyzmem i uśmiechem,
ð     najbardziej popularne – pozostawały poza wszelką tolerancją, rozchwytywane i namiętnie czytane.  Książki te dostępne były tylko „spod lady” lub z kosza wędrownego kolportera.
Pozostaje jeszcze kwestia nabycia przywileju sprzedaży dzieł. Odnośnie książek pierwszego rodzaju – na prace „ku zbudowaniu dusz” – łatwo było uzyskać przywilej. Na książki kategorii drugiej – uzyskanie przywileju było praktycznie niemożliwe, gdyż oficjalne czynniki patrzyły na nią podejrzliwie. Natomiast rozprowadzanie książek trzeciego rodzaju było zakazane, kto zakazy łamał i został na tym przyłapany – na tego srogie kary nakładano. Co więcej, parlamenty skazywały takie książki na spalenie, jednakże zazwyczaj płonęły atrapy, by wyżej postawieni mogli zabrać takie opowiadania do swoich prywatnych bibliotek. Taka oto chytrość i niesprawiedliwość ludzka tu wychodziła.
Niewielu stawało w obronie realistycznej literatury obyczajowej. Do tej małej grupy możemy zaliczyć Louisa- Sebastiana Merciera, który „rozprawił się z poglądami świętoszków”, a oto jego słowa: „Ruina moralności wywodzi się z dworów, a nie z książek. Zbrodnia pisarzy polega jedynie na tym, że rzucają światło na ów ogrom występków, które chciałyby ukryć się w ciemnościach. Możni nie mogą ścierpieć, że wszystkie te haniebne tajemnice zostały raz na zawsze ujawnione. Nienawidzą światła i ręki, która je nieci.” Myślę, że na pewno coś w tym jest.
Mimo wszystko zdaje się, że libertynizm nie zakorzenił się aż tak silnie w wieku XVIII. Zjawisko to zaczęto uważać za dogłębne zepsucie moralne i praktykowanie wyuzdania by jak najwięcej obrazić Boga. A słowo „libertyn” stało się obelżywym epitetem – jak to zauważa Łojek. Doszło nawet do tego, że rozpustnika zaczęto przeciwstawiać libertynowi, jako że „rozpustnik wystawia śmiało na światło dzienne wszystkie swoje rozkosze(…) libertyn natomiast jeżeli nawet do czegokolwiek się przyznaje, wyzna najwyżej połowę”, a także „Libertyn rodzi się libertynem(…) rozpustnik dopiero się nim staje”. To miało znaczyć, że libertynizm zaczęto traktować gorzej niż jawną rozpustę, jako totalne można rzec – „dno dna”.

            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz