Cześć Kochani!
Pomysł na dzisiejszy post podsunęły mi kosmetyczne youtuberki i blogerki, które dzięki promocji w Rossmannie zakupiły mnóstwo przeróżnych kosmetyków. Tak samo dzieje się przy każdej promocji w innych drogeriach. Zakupowe "bum" kosztuje bardzo wiele, lecz mimo to, dziewczyny wynoszą spore siatki takich produktów z drogerii. Być może kosmetyki w wielkiej ilości są przez nich zużywane, być może obdarowują nimi rodzinę, być może w swoich filmikach pokazują zakupy wszystkich domowników. Opcji jest mnóstwo, jaka jest prawda, tego nie wiem i zapewne się nie dowiem. Jednak jedno wiem na pewno: minimalizm kosmetyczny jest naprawdę ważny zarówno dla stanu zdrowia mojej skóry, jak i mojego portfela. Tony kosmetyków - to nie dla mnie. Po co mi coś, żeby tylko mieć, bo była promocja, bo producent postarał się i zrobił kapitalne opakowanie, widziałam zachęcającą reklamę...ale zadaję sobie pytania: Czy faktycznie jest mi to potrzebne? Czy będę z tego kosmetyku korzystać? Czy może po kilku użyciach będę kombinować jak komuś "opchnąć" dany produkt lub znaleźć dla niego inne zastosowanie, bo się nie sprawdził? A to bardzo prawdopodobny scenariusz, gdyż posiadam wymagającą skórę i sporo kosmetyków miast mi pomóc, to uczula i podrażnia, bądź powoduje "wysyp".
Ja rozumiem, jest promocja, wszystkie szafy kosmetyków kolorowych i pielęgnacyjnych w drogerii stoją otworem, zachęcając by kupić jak najwięcej: a może jeszcze jeden błyszczyk, szminka, tusz do rzęs, 20-sty lakier do paznokci... ale po co?
Minimalizm kosmetyczny o jakim chcę napisać, nie dotyczy takich osób, które mają np. po kilka sztuk różnych szminek, palet z cieniami czy lakierów, róży itp., jeśli z nich regularnie korzystają i zużywają, jeśli te produkty są cały czas "w ruchu", bo faktycznie je lubią i codziennie nakładają - to jest ok. Nie musimy męczyć się z tylko jedną szminką, czy lakierem, jeśli wiemy, że produkt, przed upływem daty ważności na pewno zużyjemy i to z przyjemnością. Nie chcę tutaj pisać, że promocje są złe, bo nie są. Gdy np. zobaczę w promocji pastę do zębów, której non stop używam i wiem, że taki mały "zapas" nie zaszkodzi, to zakupię, bo czemu miałabym tego nie zrobić? Mogę mieć moją ulubioną pastę w cenie promocyjnej i jest ok :) Chodzi o to, żeby te kosmetyki, które kupujemy były dla nas faktycznie dobre i żeby były one używane.
Posiadam taką swoją małą listę produktów, które chciałabym w dogodnym czasie wypróbować. Czytałam wiele recenzji na temat tych kosmetyków z mojej "listy życzeń", ich składy i być może znajdę jeszcze coś, czego w pielęgnacji czy w kolorówce nie mam, a potrzebuję. Jeśli zdarzy się, że któryś z tych produktów będzie akurat w promocji, to zapewne go kupię. Nie jestem jednak osobą, która "zachłyśnie" się promocjami, która już będąc w domu po zakupowym szale ma wyrzuty sumienia z powodu źle wydanych pieniędzy.
Pamiętam jednak, że jeśli już coś się u mnie sprawdzi, nie zmieniam tego, nie kombinuję, bo to może mi zaszkodzić. Coś co sprawdza się u kogoś, nie zawsze może sprawdzić się u mnie. Jeśli już mam produkt, który lubię i który działa - trzymam się go i nie zmieniam. Tak samo jest z próbkami i wszelkimi gratisami, jeśli mam kosmetyk, z którego jestem zadowolona, to nie potrzebuję darmowych próbek by przetestować coś innego, nie chcę zmieniać czegoś co jest dobre i się sprawdza. No chyba, że jestem na zakupach z moją siostrą czy mamą i któraś wyrazi chęć zużycia takiej próbki, to oczywiście jak najbardziej.
Kolejną rzeczą, to dublowanie - nie kupuję podobnych odcieni szminek, jeśli już mam takie w swojej kosmetyczce, bo tamta z innej firmy, ale o podobnym odcieniu - może jest lepsza, dłużej się trzyma czy bardziej nawilża. Złota zasada: nie lubię, gdy coś się marnuje i coś mam, żeby tylko mieć.
Mam takie kosmetyki, jak np. cienie czy bronzer, które tak szybko się nie kończą i kupowanie następnych tego typu produktów przed wykończeniem tych pierwszych - byłoby po prostu głupotą. Na co dzień maluję się cały czas tak samo i np. turkusowy cień, choć jest ładny i kusi w drogerii, jest mi niepotrzebny, bo wiem, że na moich powiekach zagości być może tylko raz, a być może wcale, bo nie będę mieć np. odpowiednio pasujących ubrań czy dodatków, by tak się pomalować.
Następna istotna sprawa, idę do sklepu z listą zakupów, kupuję co mam kupić i wychodzę. Przykładowo, jeśli w mojej kosmetyczce jest już bronzer, to po co mam spacerować między tymi kosmetycznymi półkami i oglądać nowości. Mam bronzer i gdy się skończy, wtedy zakupię następny. Jeśli danej rzeczy nie potrzebuję, to po co mam iść do sklepu. Takie podejście, pozwala mi nie tylko zaoszczędzić pieniądze, ale też czas, który np. mogę przeznaczyć bliskim.
Czego nie kupuję? Kilka przykładów:
~Nie kupuję wielkich palet z cieniami, bo wiem, że i tak ich nie zużyję. Aktualnie posiadam 4 kolory cieni Lily Lolo i one mi absolutnie wystarczają, zarówno do stworzenia makijażu dziennego, jak i wieczorowego.
~Nie kupuję pędzli już bardzo długo. Mam kilka, ale zestawu nie nabywałam, bo wszystkich bym i tak nie używała, więc wybrałam sobie dosłownie kilka i tylko takie, które były i są mi potrzebne. Posiadam pędzle bardzo dobrej jakości, dzięki temu nie muszę powielać zakupu, gdyż te pędzle po prostu mi posłużą i wystarczą.
~Nie kupuję korektora, tam gdzie jest potrzeba, nakładam troszkę więcej kremu BB, czy też staranniej przypudrowuję. (Więcej o mojej kolorówce możecie przeczytać tutaj KLIK).
~Nie tworzę wielkiej kolekcji lakierów do paznokci, mam 5, które lubię najbardziej i które absolutnie mi wystarczają.
~Nie kupuję eyelinera, gdyż zamiast niego używam czarnej kredki, bądź cieni na mokro i robię kreskę.
~Nie kupuję drogeryjnych maseczek do twarzy, gdyż w tym temacie bazuję jedynie na glinkach i hydrolatach kwiatowych.
~Nie kupuję zbędnych balsamów, gdyż największą przyjemność i najlepszy efekt mam po oliwce dla mam z Rossmanna => na zdjęciu powyżej (więcej możecie też przeczytać tutaj KLIK).
~Nie kupuję kremów do stóp, gdyż nawilżacze, które posiadam, doskonale sobie radzą ze wszystkimi suchymi miejscami na moim ciele.
~Nie kupuję kremów do depilacji i pianek, świetnie do tego sprawdza się odżywka do włosów (nie taka, której ja używam do moich włosów, ale zasadniczo do włosów przeznaczona;)
~Nie wydaję kroci na szampon do włosów, gdyż ma on za zadanie tylko umyć moje włosy i nie spowodować podrażnień. Pielęgnację włosów wdrażam w następnych krokach, PO ich umyciu.
~Nie kupuję wielkiej ilości perfum, owszem mam kilka zapachów, ale wszystkie są w użyciu i ich zapach sprawia mi codzienną radość.
~Przestałam kupować oliwki do skórek wokół paznokci, ponownie, z powodu sprawdzonych nawilżaczy, które stosuję.
Sprawdziłam to co miałam, zdecydowałam się na to, co mi jest potrzebne i co lubię najbardziej. Dzięki temu mam lepszą organizację, nic się nie marnuje, zużywam każdy kosmetyk z przyjemnością i z równie wielkim zadowoleniem zakupuję dokładnie ten sam produkt, który jest dobry i mi służy. Oszczędzam czas i pieniądze.
Mam nadzieję, że Was zaciekawiłam tym tematem.
Pozdrawiam,
Zapraszam na Instagram @lilywater.lifelight
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz