sobota, 17 września 2016

Życie w Holandii - moje dotychczasowe spostrzeżenia cz.1

Witajcie,
Do Holandii przyjechałam 19 marca. Czułam się wręcz wrzucona w inną rzeczywistość niż ta, którą znałam dotychczas. Wszystko nowe... ludzie, kultura, język, miejsca, praca, styl życia...
Człowiek jednak potrafi się przystosować do warunków, jakie go spotykają. Tak też było i w moim przypadku. Sztuką jednak jest by nie zatracić siebie, tego w co się wierzy i czym się żyje, żeby nie stracić tego swojego świata, zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego. Ostrożnie zatem podchodzę do holenderskich zwyczajów, a z języka holenderskiego znam tylko kilka słów - czego nie zmienię, bo po prostu nie chcę się go uczyć. W zupełności wystarcza mi moja "jakaś tam" znajomość języka angielskiego. Ludzie są tu różni, jak wszędzie - jeden Holender Ci pomoże i jest miły, inny - minie Cię z kamienną twarzą. W większości przypadków jednak jest tak, że ludzie są tu pogodni, więcej się uśmiechają od mieszkających tu Polaków, no i co ciekawe - czy Cię zna czy Cię nie zna - powie Ci "goedemorgen" - czyli dzień dobry. Polacy, którzy tu żyją, są w większości jacyś tacy smutni i przygnębieni, trochę narzekający. Czasem ten stan i mi się udziela, ale naprawdę staram się "nie dawać" ani nie poddawać :) Mieszkam tu z moim Ukochanym, z naszą najdroższą Kotką i powolutku dążymy do spełniania naszych marzeń. Już samo to, że mieszkamy razem, jesteśmy razem i mocno się kochamy - jest spełnieniem mojego głównego marzenia o szczęśliwej Rodzince :) Pozostałe marzenia powolutku także się spełnią, wierzę w to! :)

To dzisiejsze opowiadanie dzielę na kilka wątków, tak jest mi zdecydowanie łatwiej, no i macie wszystko uporządkowane.

PRACA

Pracuję w firmie Action. Nie mam za bardzo czasu by zajmować się na przykład zwiedzaniem okolic. Do pracy dojeżdżam rowerem niecałe 5 km, zatem jednego dnia w sumie niecałe 10. Od kiedy fizycznie pracuję na magazynach i dużo jeżdżę na rowerze - moja kondycja mocno się poprawiła, zaokrągliło się również "co nie co" ;) Ogólnie, to praca dość sympatyczna, a i ludzie oczywiście - także jak najbardziej w porządku. Mam taką swoją "grupkę" ulubionych osób, z którymi przeważnie rozmawiam w firmie. W Action pracuje także mój Mężczyzna, co zdecydowanie dodaje mi otuchy, poprawia humor i przerwy oczywiście spędzamy razem na wspólnym posiłku - kiedy tylko jest taka możliwość.
Pracuję od poniedziałku do soboty. A właśnie, nie napisałam Wam jeszcze - moje stanowisko to order picker. Szczegółów niestety nie mogę Wam zdradzić jak to wszystko tam działa.... :(
Po pracy jest czas przeważnie tylko na prysznic, jedzonko, kilka stron książki, bądź przeczytanie jakiegoś artykułu, sprawdzenie poczty (niekoniecznie odpisanie, ale pamiętam - i odpisuję kiedy tylko mogę), no i trzeba iść spać...bo wstaję codziennie o 4.15.... 

CZAS WOLNY

Na tygodniu, gdy jest bardzo dużo godzin, praktycznie nie mam czasu wolnego, gdy takowy się przydarzy, to chwytam się za pranie, jakieś zakupy z Moim czy bardziej "skomplikowane" ugotowanie czegoś.
Niedziela - to całe szczęście dzień wolny, Wtedy nadrabiamy sen, śpimy do późna, gotujemy, ogarniamy to czego nie zdążyliśmy ogarnąć w pozostałe dni i bywa, że jeździmy na targ staroci. Przepiękne rzeczy już tam zakupiliśmy i na pewno jeszcze nie raz kupimy :) Obydwoje mamy słabość do takich rzeczy jak ze starej chaty ;) Mają "to coś", czego nie posiadają nowe przedmioty ze sklepu. Nasz wynajmowany pokój wygląda coraz piękniej i przytulniej! :)
Co jeszcze robimy w niedzielę? Czasem spacerujemy. Mamy niedaleko do parku i korzystamy z tego, ile jesteśmy w stanie. Czasem wyjeżdżamy na rowerach w plener, złapać choć troszkę słońca i pięknej pogody, ale to niestety rzadko się przydarza, m.in. dlatego, że holenderski klimat jest niezwykle kapryśny.

Ponadto, raz na jakiś czas organizuję sobie chwilkę, by spotkać się z koleżanką-kosmetyczką i szalejemy z manicure hybrydowym 😊

ZAKUPY

W Holandii jedzenie w sklepach jest wg mnie za drogie, mało treściwe i naszpikowane chemią od góry do dołu...a potem Holendrzy dziwią się, że chorują. Powiedzenie "jesteś tym, co jesz" - jest zdecydowanie prawdziwe! 
Aby zdrowiej (i dla organizmu i portfela) się odżywiać, jeździmy raz na jakiś czas na większe zakupy do polskiego sklepu. Zaopatrzeni w takie jedzonko o wiele lepiej się czujemy, niż po tym holenderskim. 

Muszę jednak zaznaczyć, że znalazłam kilka produktów holenderskich wartych uwagi: 
appelstroop - jest to coś podobne do dżemu, marmolady...hmm... można to cudeńko zakupić w dwóch rożnych wersjach: lejącej się jak miód oraz bardziej stałej, zbitej, coś na kształt jak już wyżej wspomniałam - marmolady; na początku smak wydał mi się troszkę dziwny, lekko kwaskowaty, ale chwilę pózniej nie mogłam oderwać się od puszeczki 😊😊 
- anyżki - cukiereczki anyżowe, ulubione słodycze Holendrów, dość specyficzne w smaku, można je albo uwielbiać albo nienawidzić; dostępne są o rożnej twardości - ja preferuję te najbardziej miękkie o postaci typowych żelek 😊
- piernik holenderski - także specyficzny w smaku, lekko "maśki", bardzo słodki i pyszny; polecam jeść z masełkiem :)
- chleb holenderski - chlebek bardzo smaczny i...niestety sporo droższy niż w Polsce :/
Dostępny jest w trzech wersjach: jasny, średniociemny i ciemny - wszystkie "nabite" są ziarnami i w ogóle te chleby są takie mięciutkie i zbite zarazem, że spożywanie ich to czysta przyjemność.
- sery - trzeba przyznać, że Holendrzy robią pyszne sery!

Jeśli przypomni mi się coś jeszcze, bądź odkryję coś nowego w tym temacie, na pewno dopiszę i dam znać o aktualizacji postu :)

A w następnej notce o...

POGODZIE
KOSMETYKACH
MIESZKANIU
KANAŁACH 
I ŚCIEŻKACH ROWEROWYCH

Tymczasem...słodkich snów :)
- Justyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz