Witajcie,
Do Holandii przyjechałam 19 marca. Czułam się wręcz wrzucona w inną rzeczywistość niż ta, którą znałam dotychczas. Wszystko nowe... ludzie, kultura, język, miejsca, praca, styl życia...
Człowiek jednak potrafi się przystosować do warunków, jakie go spotykają. Tak też było i w moim przypadku. Sztuką jednak jest by nie zatracić siebie, tego w co się wierzy i czym się żyje, żeby nie stracić tego swojego świata, zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego. Ostrożnie zatem podchodzę do holenderskich zwyczajów, a z języka holenderskiego znam tylko kilka słów - czego nie zmienię, bo po prostu nie chcę się go uczyć. W zupełności wystarcza mi moja "jakaś tam" znajomość języka angielskiego. Ludzie są tu różni, jak wszędzie - jeden Holender Ci pomoże i jest miły, inny - minie Cię z kamienną twarzą. W większości przypadków jednak jest tak, że ludzie są tu pogodni, więcej się uśmiechają od mieszkających tu Polaków, no i co ciekawe - czy Cię zna czy Cię nie zna - powie Ci "goedemorgen" - czyli dzień dobry. Polacy, którzy tu żyją, są w większości jacyś tacy smutni i przygnębieni, trochę narzekający. Czasem ten stan i mi się udziela, ale naprawdę staram się "nie dawać" ani nie poddawać :) Mieszkam tu z moim Ukochanym, z naszą najdroższą Kotką i powolutku dążymy do spełniania naszych marzeń. Już samo to, że mieszkamy razem, jesteśmy razem i mocno się kochamy - jest spełnieniem mojego głównego marzenia o szczęśliwej Rodzince :) Pozostałe marzenia powolutku także się spełnią, wierzę w to! :)
To dzisiejsze opowiadanie dzielę na kilka wątków, tak jest mi zdecydowanie łatwiej, no i macie wszystko uporządkowane.
To dzisiejsze opowiadanie dzielę na kilka wątków, tak jest mi zdecydowanie łatwiej, no i macie wszystko uporządkowane.
PRACA
Pracuję w firmie Action. Nie mam za bardzo czasu by zajmować się na przykład zwiedzaniem okolic. Do pracy dojeżdżam rowerem niecałe 5 km, zatem jednego dnia w sumie niecałe 10. Od kiedy fizycznie pracuję na magazynach i dużo jeżdżę na rowerze - moja kondycja mocno się poprawiła, zaokrągliło się również "co nie co" ;) Ogólnie, to praca dość sympatyczna, a i ludzie oczywiście - także jak najbardziej w porządku. Mam taką swoją "grupkę" ulubionych osób, z którymi przeważnie rozmawiam w firmie. W Action pracuje także mój Mężczyzna, co zdecydowanie dodaje mi otuchy, poprawia humor i przerwy oczywiście spędzamy razem na wspólnym posiłku - kiedy tylko jest taka możliwość.
Pracuję od poniedziałku do soboty. A właśnie, nie napisałam Wam jeszcze - moje stanowisko to order picker. Szczegółów niestety nie mogę Wam zdradzić jak to wszystko tam działa.... :(
Po pracy jest czas przeważnie tylko na prysznic, jedzonko, kilka stron książki, bądź przeczytanie jakiegoś artykułu, sprawdzenie poczty (niekoniecznie odpisanie, ale pamiętam - i odpisuję kiedy tylko mogę), no i trzeba iść spać...bo wstaję codziennie o 4.15....
Pracuję od poniedziałku do soboty. A właśnie, nie napisałam Wam jeszcze - moje stanowisko to order picker. Szczegółów niestety nie mogę Wam zdradzić jak to wszystko tam działa.... :(
Po pracy jest czas przeważnie tylko na prysznic, jedzonko, kilka stron książki, bądź przeczytanie jakiegoś artykułu, sprawdzenie poczty (niekoniecznie odpisanie, ale pamiętam - i odpisuję kiedy tylko mogę), no i trzeba iść spać...bo wstaję codziennie o 4.15....
CZAS WOLNY
Na tygodniu, gdy jest bardzo dużo godzin, praktycznie nie mam czasu wolnego, gdy takowy się przydarzy, to chwytam się za pranie, jakieś zakupy z Moim czy bardziej "skomplikowane" ugotowanie czegoś.
Niedziela - to całe szczęście dzień wolny, Wtedy nadrabiamy sen, śpimy do późna, gotujemy, ogarniamy to czego nie zdążyliśmy ogarnąć w pozostałe dni i bywa, że jeździmy na targ staroci. Przepiękne rzeczy już tam zakupiliśmy i na pewno jeszcze nie raz kupimy :) Obydwoje mamy słabość do takich rzeczy jak ze starej chaty ;) Mają "to coś", czego nie posiadają nowe przedmioty ze sklepu. Nasz wynajmowany pokój wygląda coraz piękniej i przytulniej! :)
Co jeszcze robimy w niedzielę? Czasem spacerujemy. Mamy niedaleko do parku i korzystamy z tego, ile jesteśmy w stanie. Czasem wyjeżdżamy na rowerach w plener, złapać choć troszkę słońca i pięknej pogody, ale to niestety rzadko się przydarza, m.in. dlatego, że holenderski klimat jest niezwykle kapryśny.
Na tygodniu, gdy jest bardzo dużo godzin, praktycznie nie mam czasu wolnego, gdy takowy się przydarzy, to chwytam się za pranie, jakieś zakupy z Moim czy bardziej "skomplikowane" ugotowanie czegoś.
Niedziela - to całe szczęście dzień wolny, Wtedy nadrabiamy sen, śpimy do późna, gotujemy, ogarniamy to czego nie zdążyliśmy ogarnąć w pozostałe dni i bywa, że jeździmy na targ staroci. Przepiękne rzeczy już tam zakupiliśmy i na pewno jeszcze nie raz kupimy :) Obydwoje mamy słabość do takich rzeczy jak ze starej chaty ;) Mają "to coś", czego nie posiadają nowe przedmioty ze sklepu. Nasz wynajmowany pokój wygląda coraz piękniej i przytulniej! :)
Co jeszcze robimy w niedzielę? Czasem spacerujemy. Mamy niedaleko do parku i korzystamy z tego, ile jesteśmy w stanie. Czasem wyjeżdżamy na rowerach w plener, złapać choć troszkę słońca i pięknej pogody, ale to niestety rzadko się przydarza, m.in. dlatego, że holenderski klimat jest niezwykle kapryśny.
Ponadto, raz na jakiś czas organizuję sobie chwilkę, by spotkać się z koleżanką-kosmetyczką i szalejemy z manicure hybrydowym 😊
ZAKUPY
W Holandii jedzenie w sklepach jest wg mnie za drogie, mało treściwe i naszpikowane chemią od góry do dołu...a potem Holendrzy dziwią się, że chorują. Powiedzenie "jesteś tym, co jesz" - jest zdecydowanie prawdziwe!
Aby zdrowiej (i dla organizmu i portfela) się odżywiać, jeździmy raz na jakiś czas na większe zakupy do polskiego sklepu. Zaopatrzeni w takie jedzonko o wiele lepiej się czujemy, niż po tym holenderskim.
Muszę jednak zaznaczyć, że znalazłam kilka produktów holenderskich wartych uwagi:
- appelstroop - jest to coś podobne do dżemu, marmolady...hmm... można to cudeńko zakupić w dwóch rożnych wersjach: lejącej się jak miód oraz bardziej stałej, zbitej, coś na kształt jak już wyżej wspomniałam - marmolady; na początku smak wydał mi się troszkę dziwny, lekko kwaskowaty, ale chwilę pózniej nie mogłam oderwać się od puszeczki 😊😊
- anyżki - cukiereczki anyżowe, ulubione słodycze Holendrów, dość specyficzne w smaku, można je albo uwielbiać albo nienawidzić; dostępne są o rożnej twardości - ja preferuję te najbardziej miękkie o postaci typowych żelek 😊
- piernik holenderski - także specyficzny w smaku, lekko "maśki", bardzo słodki i pyszny; polecam jeść z masełkiem :)
- chleb holenderski - chlebek bardzo smaczny i...niestety sporo droższy niż w Polsce :/
Dostępny jest w trzech wersjach: jasny, średniociemny i ciemny - wszystkie "nabite" są ziarnami i w ogóle te chleby są takie mięciutkie i zbite zarazem, że spożywanie ich to czysta przyjemność.
- sery - trzeba przyznać, że Holendrzy robią pyszne sery!
- sery - trzeba przyznać, że Holendrzy robią pyszne sery!
Jeśli przypomni mi się coś jeszcze, bądź odkryję coś nowego w tym temacie, na pewno dopiszę i dam znać o aktualizacji postu :)
A w następnej notce o...
POGODZIE
KOSMETYKACH
MIESZKANIU
KANAŁACH
KANAŁACH
I ŚCIEŻKACH ROWEROWYCH
Tymczasem...słodkich snów :)
- Justyna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz