Cześć ! :)
Dziś słów kilka na temat libertynizmu we Francji z przełomu XVII/XVIII wieku. Nie zamieszczam przypisów - wspomnę tylko, że korzystałam z książki: „Wiek Markiza De Sade” Jerzego Łojka oraz notatek z wykładów. Miłego czytania :)
Libertynizm we Francji XVII/XVIII wieku
Na
wstępie pozwolę sobie przytoczyć słowa wprost z książki „Wiek Markiza De Sade”
Jerzego Łojka - interpretacje słowa libertynizm z XVII i XVIII wieku:
Za czasów Króla Słońce -
Ludwika XIV=> definicja libertynizmu była następująca:
„(…)nurt myśli i idei, dążący do
uwolnienia umysłu ludzkiego z więzów tradycji, autorytetów i uprzedzeń,
postulujący rozumną i sceptyczną analizę rzeczywistości, poddający
wszechstronnej, ale dość łagodnej w końcu krytyce tradycję chrześcijańską i
naukę Kościoła. W nurcie tym przejawiały się (choć nie dominowały) tendencje
epikurejskie(…)”
W tym miejscu warto będzie
przypomnieć doktrynę epikurejską: Epikureizm – kierunek filozoficzny
zapoczątkowany w starożytności przez Epikura, w ok. 306 r. p.n.e.,
kontynuowany także w czasach nowożytnych. Podobnie jak w większości kierunków
filozoficznych hellenizmu dla epikurejczyków najważniejszą dziedziną filozofii
była etyka – uważali oni, że podstawowym zagadnieniem filozoficznym jest szczęście,
które upatrywali w przyjemności. Wg nich dobro równa się przyjemności i dlatego
życie szczęśliwe to życie, w którym suma doznanych przyjemności jest większa
niż suma cierpienia.
Natomiast w wieku XVIII –
„libertynizm był już określeniem potocznym i jak najbardziej pejoratywnym.
Piętnowano tym mianem wszelkie występki przeciwko moralności i przejawy
rozwiązłości obyczajowej”.
A co dziś oznacza to słowo?
Otóż „w potocznej francuszczyźnie le libertyn
oznacza rozpustnika i hulakę, bez skrupułów oddającego się zaspokajaniu
zmysłowych namiętności”. Czyli można śmiało powiedzieć, że rozumienie słowa
„libertynizm” jest takie jak w XVIII wieku. Przyjrzyjmy się zatem bliżej
zjawisku libertynizmu.
Analizując
wybrane rozdziały książki wcześniej już przeze mnie wspomnianej, a mianowicie:
„Wiek Markiza De Sade” Jerzego Łojka, możemy wiele powiedzieć nt. libertynizmu.
Rzeczywistość Francji przełomu XVII/XVIII wieku nie posiada zbyt wrażliwego
sumienia. Małżeństwa zawierane były tylko i wyłącznie dla fortuny, dla
interesów. Małżonkowie nie często się widywali, a i także w większości
przypadków nie przepadali za swoim towarzystwem. Zarówno kobiety jak i
mężczyźni nieustannie romansowali.
Liczyła się długa lista kochanków bądź kochanek. Bywało jednak, że rozkosz
mogła przejść w głębszą relację z partnerem, wtedy to utrzymywano ten związek,
jednakże z zachowaniem swoich „obowiązków”. Dodam jeszcze, iż w towarzystwie
obawiano się takich uczuć. Niestety takie pełne uniesień zachowanie
przedstawiali również duchowni i stan trzeci. Wśród niższego kleru trafiały się
oczywiście przykłady pobożności, ale niestety skandale w tym środowisku były
ciągłe. „Najgorszą „sławą” cieszyły się klasztory(…) – przede wszystkim te,
które zajmowały się edukacją młodzieży, zwłaszcza żeńskiej”.
Powodem, podstawą tego zjawiska
=> było „powszechne zobojętnienie religijne i dechrystianizacja postawy
moralnej i światopoglądowej również znacznej części stanu trzeciego”. Za tą
opinią niech staną słowa i cyfry użyte przez Łojka: „Otóż, w ciągu 12 lat
(1760-1772) policja paryska przechwyciła na czynach
<<nieobyczajnych>> 77 zakonników, 25 księży świeckich i kilku
biskupów.” Liczby mówią same za siebie – a ukazują smutną prawdę Paryża wieku
XVIII.
Styl życia
libertyna dyktowała żądza rozkoszy, zaspokajanie potrzeb zmysłowych. Libertyn
stawiał Prawo Natury na piedestale, oczywiście rozumiane tak, jak tego chciał
=> czyli dążenie do realizacji potrzeb i skłonności – choćby
najdziwniejszych – traktował to wręcz jako nakaz. To było celem i sensem jego
istnienia.
Słowo „libertynizm” pojawiało się
nawet na łamach czasopism, czy też w kazaniach duchownych. Libertynizm był
czymś więcej, jak to ujął Łojek: „gwałtownym protestem przeciwko irracjonalnemu
ograniczaniu dążenia do pełnego szczęścia i drwiną z ustalonego od wieków
porządku obowiązków człowieka wobec Boga, bliźniego i własnej duszy(…) drwina z
dogmatów i zasad moralnych religii”.
Wcześniej
wspomniany przeze mnie epikureizm, jak również i hedonizm (rozkosz bądź
unikanie przykrości) – to najistotniejsze cechy libertyńskiego światopoglądu.
Akcentowane: silne prawa jednostki, egoizm – lekceważenie doznań i przeżyć
innych. Libertynom bliskie były także koncepcje utylitaryzmu – cenili przede
wszystkim skutek danego działania, nie zaś intencję.
Czas,
bym napomknęła „co nie co” o ówczesnych książkach. Nastąpił rozwój zarówno
filozoficzno-moralnej i polemicznej literatury, jak i beletrystyk. Warto nadmienić,
iż to beletrystyka libertyńska mnożyła się w tempie błyskawicznym. „Dzieła”
przesycone były wszelakimi opowiadaniami o zabarwieniu erotycznym. Jak zaznacza Łojek: „setki tytułów(…)
corocznie wchodziły potajemnie na francuski (i ogólnoeuropejski) rynek
czytelniczy”. Dlaczego potajemnie? Otóż, „dzieła o śmiałej treści erotycznej,
podobnie zresztą jak i pisma filozoficzne niezgodne były z chrześcijańską
doktryną lub ideologicznymi założeniami monarchii”. Przyznać trzeba, że
beletrystyki libertyńskie były najpoczytniejszymi dziełami, które pisywane były
anonimowo, bądź tylko niewielki krąg osób bliskich twórcy znał iż to dzieło
jego autorstwa. Oczywiście, jeśli taka sytuacja miała miejsce – wcześniej czy
później i tak przenikało do opinii publicznej kto jest autorem danego „dzieła”.
Z czasem artyści sami przyznawali się do swoich prac, co już nie było tak wstydliwe,
gdyż takie beletrystyki odnosiły spore sukcesy. Jak bardzo śmiałe to były
dzieła niech wyrażą słowa Łojka: „XVIII- wieczne utwory beletrystyczne
przedstawiają praktyki erotyczne z takim naturalizmem i swobodą, że dzisiaj
jeszcze potrafią one przerazić czasem wydawców i cenzorów.”
Sławy literackie tworzące w XVIII
wieku, np.: Diderot, Bouffon, Wolter, Saint-Just. Byli oczywiście i przeciwnicy
tego „swawolnego pióra”, np.: Hipolit Taine, który gorszył się tym zjawiskiem
sprośności i rubaszności w utworach w/w artystów.
Księgarze XVIII- wiecznej Francji
sprzedawali książki w trzech rodzajach, a mianowicie:
ð
te najmniej popularne – dzieła bogobojne,
utrzymane w duchu wiary, cnoty i moralności katolickiej,
ð
znacznie popularniejsze – realistyczne opowieści
obyczajowe – zło ukazywane w nich było tylko po to, by je napiętnować i przed
nim przestrzegać, co traktowano ze sceptycyzmem i uśmiechem,
ð
najbardziej popularne – pozostawały poza wszelką
tolerancją, rozchwytywane i namiętnie czytane.
Książki te dostępne były tylko „spod lady” lub z kosza wędrownego
kolportera.
Pozostaje jeszcze kwestia nabycia
przywileju sprzedaży dzieł. Odnośnie książek pierwszego rodzaju – na prace „ku
zbudowaniu dusz” – łatwo było uzyskać przywilej. Na książki kategorii drugiej –
uzyskanie przywileju było praktycznie niemożliwe, gdyż oficjalne czynniki
patrzyły na nią podejrzliwie. Natomiast rozprowadzanie książek trzeciego
rodzaju było zakazane, kto zakazy łamał i został na tym przyłapany – na tego
srogie kary nakładano. Co więcej, parlamenty skazywały takie książki na
spalenie, jednakże zazwyczaj płonęły atrapy, by wyżej postawieni mogli zabrać takie
opowiadania do swoich prywatnych bibliotek. Taka oto chytrość i
niesprawiedliwość ludzka tu wychodziła.
Niewielu stawało w obronie realistycznej
literatury obyczajowej. Do tej małej grupy możemy zaliczyć Louisa- Sebastiana
Merciera, który „rozprawił się z poglądami świętoszków”, a oto jego słowa: „Ruina
moralności wywodzi się z dworów, a nie z książek. Zbrodnia pisarzy polega
jedynie na tym, że rzucają światło na ów ogrom występków, które chciałyby ukryć
się w ciemnościach. Możni nie mogą ścierpieć, że wszystkie te haniebne
tajemnice zostały raz na zawsze ujawnione. Nienawidzą światła i ręki, która je
nieci.” Myślę, że na pewno coś w tym jest.
Mimo wszystko zdaje
się, że libertynizm nie zakorzenił się aż tak silnie w wieku XVIII. Zjawisko to
zaczęto uważać za dogłębne zepsucie moralne i praktykowanie wyuzdania by jak
najwięcej obrazić Boga. A słowo „libertyn” stało się obelżywym epitetem – jak
to zauważa Łojek. Doszło nawet do tego, że rozpustnika zaczęto przeciwstawiać
libertynowi, jako że „rozpustnik wystawia śmiało na światło dzienne wszystkie
swoje rozkosze(…) libertyn natomiast jeżeli nawet do czegokolwiek się
przyznaje, wyzna najwyżej połowę”, a także „Libertyn rodzi się libertynem(…)
rozpustnik dopiero się nim staje”. To miało znaczyć, że libertynizm zaczęto
traktować gorzej niż jawną rozpustę, jako totalne można rzec – „dno dna”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz